WITAJ
INTERNAUTO, CZYTELNIKU...
Zanim
zapowiem moją książkę, którą zobaczysz niedługo chce
podziękować za tak ciepłe przyjęcie moich wierszy, a mam
dużo odgłosów by to napisać. Poezja jest mi najmilsza ze
słów
pisanych. Wiersz w moim przypadku przychodzi sam, bez mojej
pomocy szukania słów, rymów i jest albo
go nie ma.
Gdy
muszę nad nim „pracować”, to nie ma wiersza, bo
„od pracy"
jest proza. Dałem Ci jedynie cząstkę moich wierszy, gdyż całość,
w sumie 226, chce wydać tradycyjnie książkowo.
Dziś
daję Ci wiersz, który uważam za „reprezentujący
resztę"...
CO
TO JEST WIERSZ...
Kawałek samego ciebie
wydarty
westchnieniem radosnym
ściśnięty skurczem bolesnym
pąk
rozkwitły wiosną
radość miłości pierwszej
zbudzonej
rankiem wczesnym
Drga słodko cichą nutą
głęboko na
dnie pragnienia
wybuchnie chwilą
wizją wysnutą
koronką
zwiewnych słów
tęczową nitką tkanych zjaw
myśli smutnych
i gniewnych
bezsilnych słów w płomieniach
przerwanych
snów
nie dokończonych spraw
naiwnych złudzeń
w przeznaczeniach...
Kawałek samego ciebie
wydarty
westchnieniem radosnym...
Taak...
A teraz poprowadzą cię ścieżkami Pana Boga... Naprawdę.
Z
WĘDRÓWEK BOŻYCH 3
Szedł Pan Bóg zmęczony długością
ludzkich skarg. Pot Mu z czoła kapał,
a z każdej
kropli wyrastały kwiaty.
Nagle zobaczył długi cień. Ucieszył
się, bo było gorąco, ale cień uciekał wąskim pasmem, na końcu
którego stał telegraficzny słup. Zwyczajny, drewniany,
błyszczący
świeżym smarem.
- Kim jesteś - Zapytał Pan Bóg.
- Słupem
telegraficznym.
- A co robisz?
- Wiem wszystko.
- O...
- Zdziwił się Pan Bóg, bo sam miał dużo wątpliwości.
-
A skąd wiesz? -Zapytał- Pan Bóg.
- Z całego świata...
Przyłóż do mnie ucho, to też będziesz wiedział.
Pan Bóg
przyłożył ucho. Rzeczywiście, kawałek drewna naładowany był
cudzymi mądrościami i głośno szumiał.
Obok rósł kłos
zboża. Mały był i nie szumiał. Zmęczony Bóg potarł
go
i zjadł kilka ziaren. Reszta spadła w ziemie.
Pewnego
dnia słup przestał szumieć. Był tylko garścią próchna. Na
jego
miejscu stał nowy, z betonu.
A obok rosły kłosy zboża...
California,
lato 1984
Z
WĘDRÓWEK BOŻYCH 4.
Był w niebie mokry dzień i Pan
Bóg postanowił zejść na ziemie. Prawdę mówiąc, to
dawno Go tam
nie było... Zaraz spotkał człowieka.
- Kim Jesteś?- Zapytał.
-
Szewcem.
- A co robisz?
- Buty.
- O... - Powiedział
Pan Bóg i zawstydził się, był bowiem boso.
Spotkał
następnego człowieka.
- Kim jesteś?
- Rybakiem.
- A co
robisz?
- Łowię ryby.
Każdy człowiek coś robił.
W
środku miasta, na wysokim tronie siedziała papuga. Patrzyła na
krzątających się ludzi krytycznie. Od czasu do czasu otwierała
ogromny dziób i oceniała ludzką pracę. Wtedy ludzie
jakby
kurczyli się w sobie i schylali głowy. Papuga
wiedziała
najlepiej.
- Kim jesteś?- Zapytał ją Pan Bóg.
- Krytykiem
literackim.
- A co robisz?
Papugę skręciło. Nie lubiła
tego pytania. Było za proste. W sposób
wulgarnie
pozbawiający szacunku wykazywało, że papuga sama nic nie robił,
a żyje z pracy innych...
- A co robisz? -
Kontynuował Pan Bóg.
- Ja się znam.
- Na czym?
- Na
formie...
- A co to jest forma? - Zapytał pan Bóg
i zawstydził się, bo kto nie lubi wiedzieć,
a przecież
był człowiekiem.
Papuga stropiła się. Bo właściwie co to
jest forma... Siedziała na tronie, a to zobowiązywała ją do
wszechwiedzy.
- Forma to jest wzór pisania.
- Wzór?
Czyj?...
Teraz papuga wyczuła przewagę. Jakiś przybłęda ją,
egzaminuje a właśnie zaczęli gromadzić się ludzie. Duży
dziób już krzyczał...
- A kto ty jesteś?!
- Pan Bóg.
-
A co robisz?!
- ...Napisałem dziesięcioro przykazań...
-
Cha... Cha... Cha... -W śmiechu papugi przewalał się tłusty,
zadowolony tryumf.
Ten staromodny kicz?! Ten prymitywizm bez
formy?! ...Każdy tak potrafi, że rób to, nie rób
tego... Cha...
Cha...!
Pan Bóg chciał powiedzieć, że nie myślał o formie,
że chciał, aby dobre słowa było słychać, ale papuga
w piskliwej
ekstazie piała o świętości formy. Ludzi przybywało,
słuchali, kiwali głowami. Papuga siedziała najwyżej
i krzyczała
najgłośniej.
Na dziwnego wędrowca nie zwracano uwagi...
California.
lato 1982
Tak
więc do następnego razu, czyli zapowiedzi książki
12/06/2010
|